O choinka!
11 grudnia 2019
-
Dla nas święta to nie czas na kościelne obchody. Spędzamy ten czas rodzinnie, świecko. I tak, ubieramy choinkę. Bo bardzo lubimy jej zapach i świecące lampki i te pstrokate, różnorakie ozdoby. I nie, nie próbujcie mi wmawiać, że to kościelna tradycja – bo tak nie jest. A już na bank nie tradycja rodem z Polski.
Im bliżej świąt będę Wam zdradzać tym razem nieco historii z tradycyjnymi elementami bożonarodzeniowymi. I trochę przy okazji swoich przemyśleń, wspomnień.
Na pierwszy ogień rozprawiam się z choinką.
U mnie w domu choinkę ubieraliśmy wszyscy. Mama z nami robiła kilometry łańcuchów z kolorowego papieru albo z bibuły! Teraz, moja mama odreagowuje ten pstrokaty okres 😉 i ubiera choinkę w jeden lub maksymalnie dwa kolory. Co też pięknie i tak dostojnie wygląda.
A my? No teraz u nas dzieci, więc na choince się wszystko świeci. Każdy ma na nią inny pomysł i podoba się co innego.
Co roku dokupuję jakieś pierdoły i z tego co jest – ubieramy. Ostatnio, w sumie ubierałyśmy choinkę taką naścienną. Nie dość, że brakowało nam miejsca żeby postawić na ziemi jakąś, to nasze koty… cóż też miewają swoje zdanie na temat drzewka w domu.
W tym roku jednak zamierzam do domu przytachać, może nie wielką, ale żywą choinkę w donicy. I będą wisieć girlandy! I skarpety nad kominkiem! I ogólnie z dziewczynkami już nie możemy się doczekać mikołajkowego weekendu, bo u nas choinkę ubieramy właśnie w okolicy 6 grudnia. A ta nasza domowa tradycja wynikła z tego, że na święta praktycznie odkąd mamy dziewczynki, tylko dwa razy zostaliśmy w domu. A klimat świąt też chcieliśmy czuć u siebie.
No i ta choinka właśnie to takiej świątecznej magii bardzo dodaje!
Do Polski choinkę wprowadzili w trakcie zaborów Niemcy. I była popularna na początku wśród zamożnych mieszkańców miast, wśród arystokracji.
W tym czasie dominowała na polskiej wsi podłaźniczka. Ktoś coś takiego pamięta, widział? To taka gruba gałąź właśnie z jakiegoś iglaka zawieszona pod sufitem. Na niektórych starych fotografiach trochę wyglada jak powieszone do góry nogami malutkie drzewko.
Ale ale. Ubieranie drzewka było już praktykowane przez- pogan! To żadna chrześcijańska tradycja. Nie dość, że przyniesiona do Polski przez luterańskich Niemców, to jej tradycja sięga pogan. Samo zło. I co teraz z magią świąt dla niektórych?
Drzewko, zwłaszcza iglaste zimozielone, według wierzeń, symbolizowało życie, płodność, odrodzenie. Stąd zaadoptowanie przez chrześcijan drzewek iglastych i wykorzystanie jego znaczenia. Obecnie mówi się, że drzewko świąteczne ma symbolizować właśnie narodziny życia.
Podobnie jak z samym drzewkiem świątecznym, jest i z ozdobami.
Kiedyś głównie do ozdoby drzewka używano tego co było pod ręką. A były to zwłaszcza rzeczy z kuchni. Jabłuszka, orzechy, kawałki opłatków. Ale też dzwoneczki, światełka (najpierw w formie świeczek). Następnie doszły ozdoby ze słomy czy bibuły.
Wiele tych ozdób wykorzystujemy do dziś. A czy znacie ich znaczenia?
Jabłka pierwotnie miały symbolizować zdrowie, urodę. Dla chrześcijan to obecnie symbol owocu z drzewa dobra i zła.
Orzechy symbolizowały siłę.
Dzwonki to symbol dobrych nowin i radosnych wydarzeń.
Światełka miały odganiać zły urok oraz chronić przed złymi mocami. A dla chrześcijan obecnie to symbol Jezusa, który jest światłością.
Wszelkie łańcuchy symbolizowały więzy rodzinne.
I czubek – jedni wkładają szpic albo gwiazdę. Gwiazda kiedyś miała być pomocą dla tych co wracają z dalekich stron do domu.
My już po mikołajkowym weekendzie. Stoi u nas choinka w doniczce. U nas dochodzą pierniczki, cukierki, suszone pomarańcze i cytryny. Powiem Wam, że zapach żywej choinki z tymi wszystkimi kuchennymi dekoracjami robi prawdziwą świąteczną robotę.
A pod choinką dla dzieci najważniejsze są prezenty. Moje dzieci długo nic nie mówiły. Ale ostatecznie wysłały obie listy do Mikołaja! I wiecie co? Jestem z nich dumna! Bo te listy nie mają niekończącej się listy zabawek. Są dwie i „albo co tam wymyślisz”! Obie żyją bardzo wyjazdem świątecznym w góry. Zetka co chwilę powtarza, że będziemy wszyscy razem. Też się nie mogę doczekać tego totalnego odpoczynku, nicniemuszenia.
Ale wracam do prezentów. Bo przeglądając internety to teraz bardzo gorący temat. Ja prezenty szykowałam przeważnie już od…końca sierpnia, września. Serio. Wtedy i więcej można kupić albo coś większego. W tym roku, dziewczynki dostaną po jednym prezencie. Większym ale jednym.
I temat, który mnie ostatnio frapuje. Co dać dzieciom na prezent? Ludu złoty? Czy Wy nie znacie swoich dzieci? Albo dziadkowie, nie łatwiej kontaktować się z rodzicami? Przecież nie chodzi o to, żeby kupić modny prezent, albo taki co ten czy tamten poleca czy nie daj boże doradza! Najważniejsze jest dać coś od siebie. A jak chcemy dać coś konkretnego, to chyba po prostu pogadać z dziećmi. Spytać się. Przecież wiemy co nasze dzieci lubią, o czym wciąż rozmawiają. Najgorsze to chyba właśnie wypytywanie już w samym czasie przedświątecznym kiedy w telewizji i w witrynach sklepowych jest całe mnóstwo reklam wszelkich gadżetów. Gadżetów, które mamią kolorami i świąteczną otoczką, a jak się przyjrzeć naszym dzieciom – do niczego nie potrzebne byłyby te wszystkie reklamowane zabawki.
No właśnie zabawki? To kolejny temat jaki podejmują w internetach. Wiele mówi się o wartości zabawek. Żeby były edukacyjne, pomagały w rozwoju itp itd.
Do pewnego stopnia zgadzam się z takim podejściem. Ale tylko do pewnego.
U nas np dziewczynki na święta jako typowego prezentu nie dostają książek. Książki mamy cały rok na okrągło. A dla mnie prezent ma być czymś co sprawi przyjemność bo marzymy o tym i nie dostajemy tego „za dobre oceny”, „za posprzątany pokój” itp.
Naszą małą tradycją okołoświąteczną jest czytanie książek wieczorem, wspólnie. Tych o typowo świątecznej tematyce. Dziewczynki to uwielbiają! Wczoraj jak strasznie źle się czułam i nie miałam siły na nic, kiedy On zajął się dziewczynkami, to wieczorem i tak przyszły „mamo ale przeczytasz?”. I jak nie przeczytać!
Drugą naszą tradycją jest to, że na święta kupujemy sobie jakaś nową grę i zabieramy w Bieszczady. Nie że tylko tą nową – bo mamy ich trochę i kilka takich swoich top topów.
No to co na prezent? My nie przywiązujemy tak wielkiej wagi do tego, żeby prezenty te indywidualne, służyły do rozwoju. Mają przynieść radość. A jak przy okazji pomogą w rozwoju – super. Jak słyszę takie stanowcze zdanie – prezent ma pomóc rozwijać się dziecku! To od razu widzę swoją „radość” jakbym dostała w prezencie nie wiem – odkurzacz? robot kuchenny? Niby fajnie, bo potrzebny (na szczęście nie!) ale to nie tak do końca dla mnie co dla domu. Mój On doskonale wie, że TAKICH domowych prezentów żonie się nie robi, chyba że chciałby pozew rozwodowy. Takie „prezenty” możemy kupować sobie wspólnie. Ale nie obdarowywać się nimi jako prezentami stricte personalnymi.
Więc co u nas, niektórzy pytali.
W tym roku życzenia są bardzo podobne do tych sprzed roku, dwóch, trzech… bo dziewczynki mają swoje ulubione zabawy i zabawki.
Zetka wciąż uwielbia konie i żeby na nich jeździć i bawić się nimi. Dlatego dostanie zestaw stajni z Playmobil. Woli te klocki niż Lego – bo jak mówi, są bardziej prawdziwe figurki. A Kudłata? Kudłata tworzy świat Barbie. Modowy świat. Szyje im ubrania, zmienia fryzury. Dostanie w tym roku samolot. Jak przyleci z UK – bo tam ceny tych zabawek są zdecydowanie tańsze niż w Polsce.
Czy są to zabawki edukacyjne?
Choinka już jest. Prezenty są tylko czekają aż On poleci i przy okazji odbierze od babci.
Czekamy tylko na lepsze prognozy pogody! Bo jakoś ta zima nie bardzo się śpieszy. Nawet w Bieszczadach!